sobota, 25 maja 2013

Rozdział 5 ,, ...Jedziemy na wakacje? Razem?! Super ! ...''

~Claudia~
Dzień był wyjątkowo słoneczny, Jessica miała świetny pomysł z tą kąpielą nad rzeką. Ciekawa byłam, dlaczego zabrała tego chłopaka. Marius, czy jak mu tam. Hm... trzeba wymyślić mu ksywkę, przecież to imię jest za długie! Skoro na Matthiasa wołamy Matt, to na Mariusa... Mark? Chyba może być.
  Po dwóch godzinach pływania wszyscy zgłodnieliśmy. Rozłożyłam więc koce na których usiedliśmy i wyjęłam jedzenie.
  - Mmm, naleśniki! - zachwycał się Marius - Mniam. Zgłodniałem!
  - Dla ciebie nie ma ! - zaśmiałam się
  -A to niby dlaczego? -oburzył się
  - A przyniosłeś coś? My tak, a ty? - dziewczyny zrobiły zaskoczoną minę, mrugnęłam do nich porozumiewawczo. Zrozumiały co robię. - Nie zasłużyłeś !
Miałam ochotę pokazać mu język. Nie wiem dlaczego. Ach! No tak! Nadszedł czas ,,Dobrego Humorku''.
Dostaje go każda z nas. Podczas wakacji w momencie, kiedy coś knujemy lub jesteśmy totalnie wyluzowane. Natomiast kiedy jesteśmy w szkole głupawki najczęściej dostajemy przed matematyką.
  - Ale mnie nikt nie poinformował! - wykłócał się.
  - No dobra, wcinaj - dałam za wygraną. Nie potrafię się długo kłócić z takim przystojniakiem
Wszyscy zabraliśmy się do jedzenia.Naleśniki, kanapki - niebo w gębie!
  - Marius, może nam coś o sobie opowiesz - zaproponowała Nathalie
Mark zamyślił się na chwilę. Miałam wrażenie, że nie chce o sobie opowiadać. Jess nie ingerowała. Chyba chciała, by sam zdecydował, czy chce coś o sobie mówić.
 - Ja urodziłem się w biednej rodzinie. Rodziców nie stać było na dziecko. Takie były czasy.- zaciął się na chwilę, jakby powiedział kilka słów za dużo. - Oddali mnie więc do rodziny zastępczej. Wychowali mnie obcy ludzie. Julie i Peter - moi rodzice zastępczy - zmarli dwa lata temu pozostawiając mnie samego. Leżeli w szpitalu. Starsi ludzie, mieli badania kontrolne. Pewnego dnia pielęgniarka, która przyszła ze śniadaniem zauważyła ich. Dziwne by było, gdyby ich nie dostrzegła. Krew na zewnątrz, a w środku już nie. Jakby zaatakowała ich noc. Kamery nic nie znalazły. Matt też jest sam, prawda? - Miał łzy w oczach. Widocznie zależało mu na nich. Nagle zapowietrzył się. Czyżby znowu powiedział trochę za dużo?
Dlaczego sprawiał takie wrażenie? Mój mózg pracował na pełnych obrotach. Możliwe, że śledztwo, które było przeprowadzane jest tajne, a on znał niektóre szczegóły, których nie powinien wyjawiać... Może. Postanowiłam jednak nie wtrącać się w jego życie prywatne.
  - Claudia? - usłyszałam głos Mariusa - Przejdziemy się?
  - Jasne - rzuciłam. Dobry Humorek wciąż jest pomimo nieprzyjemnych wyznań.
Kątem oka dostrzegłam jak dziewczyny spojrzały po sobie. Dostrzegłam w oczach Jessiki coś dziwnego. Głęboko, głęboko w jej spojrzeniu tliły się iskierki nieoczekiwanej radości. Już ja znałam to spojrzenie. Uknuła to, wiedziała, że mi się spodoba Mark. Szliśmy leśną drogą, dookoła wiele drzew, a na nich wiewiórki. Śliczne maleństwa, na szczycie drzew ptasie gniazda z których wychylały się łebki piskląt. Zdziwiłam się, gdyż zwierzęta wyglądały, jakby się nas bały. Nie tak, jak zwykłe zwierzę boi się człowieka, ale dużo bardziej. Bezsilne, przerażone.
Niespodziewanie Mark złapał mnie za rękę i zboczył ze ścieżki.
  - Pięknie tu - szepnęłam - Widać, że znasz okolicę
  - Chodź, pokażę ci coś. - puściłam jego dłoń, czułam się nieco niezręcznie. Zarumieniona spuściłam głowę.
Przez las szliśmy około pięciu minut.
  - Daleko jeszcze? - spytałam zniecierpliwiona
  -Nie.
Odetchnęłam z ulgą. Nie lubię wypraw przez las. Głównie przez pajęczyny w które raz po raz wpadałam. Ale o dziwo nie spotkałam żadnego pająka.
W oddali zauważyłam promienie słoneczne przenikające przez korony drzew. Byliśmy na przepięknej polanie. To miejsce wprawiało w zachwyt.

-Jej- szepnęłam zauroczona miejscem - Jak tu pięknie. Las jest piękny, ale to. - zapowietrzyłam się.
Byłam zachwycona. Urok miejsca odebrał mi rozum. Szczęśliwa zarzuciłam się w jego objęcia. Staliśmy tak ciesząc się chwilą. Potem mój rozum powrócił, odsunęłam się od niego delikatnie.
-Dziękuję. - mieszkam w tej okolicy tyle lat, a nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca.
-Zrobiłem to z przyjemnością.
Dookoła kwitły kwiaty, słońce świeciło. Idealne miejsce na randkę, pomyślałam, po czym natychmiast się zarumieniłam.
-Skąd te rumieńce? - spytał Marius siadając na trawie.
-Ze szczęścia-odparłam z uśmiechem.
Usiadłam naprzeciw niego tak, bym mogła widzieć jego piękne, czarne oczy.
Byliśmy naprawdę blisko, czułam jego zimny oddech na swojej skórze. Spuściłam wzrok, lecz po chwili znów go uniosłam. To, co zobaczyłam przeraziło mnie. Jego oczy nie były już pięknie czarne, lecz krwiście czerwone.Zasłoniłam oczy dłońmi, a kiedy odważyłam się spojrzeć na niego obok mnie znów siedział dawny Marius.
  -Coś się stało? - spytał zmartwiony
Starałam się uspokoić oddech, a kiedy mi się udało odpowiedziałam Mariusowi.
  -Twoje oczy - szepnęłam przerażona - Były... jak krew.
  -Słucham? To chyba przez to miejsce. Kiedy ktoś jest zbyt szczęśliwy, zawsze przydarza się coś, co psuje jego nastrój.
Ewidentnie unikał odpowiedzi, zmieniał temat. Postanowiliśmy wrócić do dziewczyn, szliśmy w milczeniu.
~Marius~
Cholera jasna. Co za wpadka. A było tak blisko. Pieprzony Matt, to wszystko jego wina! Gdyby nie on, byłbym normalny. Normalny? Ja byłbym martwy. Matt uratował mi życie, tylko tak można było to zrobić. Pomimo upływu wielu, wieli lat jeszcze nie wszystko opanowałem, to stąd te oczy. Pogodziłem się z losem i z tym, że nigdy więcej nie ujrzę Julie i Petera. Kto im to zrobił? No kto?! Ciała wyssane z krwi, sprawca nawet nie pofatygował się, by sprzątnąć ciała. Bo i po co? Ludzie i tak się nie dowiedzą, kto to zrobił, ale ja tak. I nie daruję mu tego.
Minęło prawię pięćset lat od ich śmierci, a ja nadal rozpaczam. Co cię dziwić, biedni ludzie, chłopstwo przygarnęło sierotę z ulicy. Ubrali, nakarmili, wychowali. Zmarli, kiedy miałem czternaście lat. Dopadły ich Angielskie Poty - choroba, która do dziś pozostaje tajemnicą. Kiedy tylko zauważyłem u nich pierwsze objawy - obfite pocenie się, krwotoki - zaprowadziłem ich do miejscowego lekarza. Ten przyjął ich, choć niechętnie. Choroba była bowiem bardzo zakaźna, a medycyna w tamtych czasach niewiele była w stanie zdziałać. Teraz ja, lekarz, Julie i Peter skazani zostali na śmierć. Lekarz położył ich u siebie w pokoju, sam spał na kanapie. Następnego dnia powiedziano mi, że oni nie żyją. Doktor zdradził, że to nie w wyniku choroby. Wróciłem do domu. Po dwóch godzinach zacząłem się pocić, krew lała się nosem, ustami. Nawet oczy były krwiste. Wtedy zjawił się Matt. Uratował mi życie. Domyślasz się, czym jestem? Tak, jestem potworem. Największym drapieżnikiem żyjącym na ziemi. Strzeż się mnie.
~Claudia~
Pomimo tego, co się wydarzyło (Bo się wydarzyło, prawda? ) nadal traktuję Mariusa normalnie. Udaję, że to nigdy nie miało miejsca. Postanowiłam o tym nie myśleć. No bo jak to wyjaśnić? Może jest chory, albo coś w tym rodzaju.
  -Jesteście już ? - usłyszałam zdziwiony głos Caroline
  - Tak. Niebezpiecznie jest zostawiać Was za długo samych. - odparłam
  - Spokojnie, wszystkiego pilnowałam - powiedziała Jessica z wesołym błyskiem w oku
  - Tego właśnie się bałam - odpowiedziałam jej
Wybuchłyśmy śmiechem. Niech nikt nie pyta dlaczego, bo i tak mu nie odpowiemy. Same nie wiemy, dlaczego nieraz się tak zachowujemy.
~ 3 godziny później~
~Jessica~
Nareszcie w domu. Co prawda spóźniłam się na obiad o  godzinę, ale mama nie miała mi tego za złe. Jakieś dwie godziny temu zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że mogę się spóźnić, żeby się nie martwiła i że już jadłam. Usiadłam na kanapie, Nathalie i Caroline po moich bokach, a Claudia obok Nath. Prze pół godziny nic do siebie nie mówiłyśmy co było do nas niepodobne. Nieoczekiwanie moja mama weszła do pokoju i usiadła naprzeciw nas.
  - Moje kochane dziewczynki - nie wiem dlaczego, ale mama lubi to powtarzać, kiedy ma do nas sprawę- Mam dla was nieoczekiwaną informację. A znając Was jest to wspaniała wiadomość.
  - Możesz przejść do rzeczy, mamo?
  - Macie zaproszenie od cioci i wujka ze Springville.- wyjaśniła z uśmiechem - We cztery. Mało tego, możecie wziąć ze sobą jeszcze dwie osoby.
 -No nie wierzę ! - zawołała Caroline - Jess, masz super rodzinę.
 -Haha, wiem. - zaśmiałam się
 - Naprawdę? - spytała niepewna Nathalie - Jedziemy na wakacje? Razem?! Super!
 - Kogo zabierzemy ? - spytałam retorycznie. Oczywiście wiedziałam
Nawet nie zauważyłam kiedy mama wyszła, tak byłam przejęta.
  -Pff. Głupio się pytasz. - Claudia spojrzała na mnie z dezaprobatą - Oczywiście Matta i Mariusa.
Byłam pewna, że to będą super wakacje.

________________________________________
A teraz wyjaśnienia dotyczące posta :
Springville leży w stanie Utah, sąsiaduje m.in z Colorado. ( Oczywiście wszystko jest w Ameryce Północnej)
Jeżeli ktoś nie wie, gdzie mieszkają dziewczyny niech przeczyta zakładkę Bohaterowie, gdzie dodałam kilka informacji.

2 komentarze:

  1. Zapraszam no nową powstałą nagłówkarnię:
    http://naglowkolandia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!!! Świetny rozdział po prostu wspaniały :)))
    Zapraszam do sb jutro powinna pojawić się nowa notka... damon-elena-true-love.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń